Życiowe rozważania młodych mężatek wariatek... ;)

Życiowe rozważania młodych mężatek wariatek... ;)

poniedziałek, 18 listopada 2013

Cienka granica...

Nie bardzo wiem od czego zacząć.
Może od początku...

Jakoś w połowie ubiegłego tygodnia umarł syn naszych sąsiadów. Miał 37 lat i był ciężko chory - w zasadzie uzależniony był od innych. Oprócz niego sąsiedzi mają również dwie córki (także chore) i jednego adoptowanego (zdrowego) syna. Podziwiam sąsiadów za to, co robią. Tak po prostu - chapeau bas... Przecież wszyscy wiemy, jak traktuje się w naszym społeczeństwie chorych, ale ja nie o tym...

Byliśmy z mężem na pogrzebie. Ojciec po Mszy Św. zabrał głos i dziękował zebranym za przybycie i nie tylko. Słowa, które najbardziej mi utkwiły: "Popatrzcie, jaką Pan Bóg ma moc - większość z was nie znała osobiście mojego syna - a jednak przyszliście tu modlić się za jego duszę".
Chyba ze trzy razy ukradkiem ocierałam łzy, nie na moje nerwy takie uroczystości... Mimo wszystko tak sobie myślę, że dla rodziców to zawsze tragedia, jak dziecko umiera "przed nimi"...

Ostatnia rzecz, o której chciałam napisać, a którą zrozumiałam dopiero po kilku dniach po rozmowie z mężem. T.umarł prawdopodobnie z wtorku na środę, w środę przed południem widziałam bowiem, jak wnoszą trumnę do domu sąsiadów. W ten też dzień po południu byłam sama w domu, Wojtek miał wrócić późnym wieczorem. O ile dobrze pamiętam czytałam coś, kiedy Fabia (nasza suczka) zaczęła szczekać. A nasza psina nie szczeka bez powodu (z reguły albo na ludzi, albo na zwierzęta). Początkowo sądziłam, że ktoś może wszedł na ogród i od tamtej strony puka do drzwi, ale nie zapaliła się lampa (ma czujkę). Kota by Fabia nie wyczuła przez dwoje drzwi... Szczekała z dobry kwadrans, nawet jak poszłam do niej, nie potrafiła sie uspokoić. Mówią, że psy mają dodatkowy zmysł. Jestem w stanie w to uwierzyć, po tym, jak mi nasza Fabia napędziła takiego stracha... Może T.przyszedł się pożegnać (w naszym domu dawniej mieszkali dziadkowie mojego męża)...? Moi rodzice twierdzą, że "na wsiach" wierzono, że dusza przez 2-3 dni błąka się jeszcze po świecie i może przyjść się pożegnać... I popatrzcie, jak cienka jest granica między światem widzialnym a niewidzialnym...

3 komentarze:

  1. Jak przeczytałam twój post, ciarki mi przeszły po plecach, ale z tym pieskiem to masz racje. Jak umierał dziadek mojego męża to jego pies, który od wielu lat przebywał u innych ludzi, uciekł z podwórka i przebiegł 20 km. do domu dziadka a potem skomlał pod jego drzwiami. Zszokowani teście wpuścili pieska, gdyż go poznali i psinka od razu podeszła do dziadka i polizała po dłoni, zaskomlała i poszła z powrotem a dziadek skonał. Do tej pory nie mogę uwierzyć, jak tego słucham.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wierzę w to co napisałaś. Mój pies nie raz też się tak zachowywał, a ponoć moje mieszkanie odwiedza często moja zmarła prababcia. Ja wierzę w takie zjawiska, bo od czegoś jest w końcu ta wiara. Co do zmarłego sąsiada i całej mszy to muszę przyznać, że piękne słowa na niej padły. Co do rodziców to także podziwiam takich ludzi, ale kiedy człowiek postawi się w ich sytuacji to wiem że zrobiłby to samo. Poświęcenie swojego życia dla dziecka to tak naprawdę nie poświęcenie a miłość. Ludzie mylą te słowa niepotrzebnie. To przykre, że dziecko umiera przed rodzicami, ale kiedy człowiek wierzy w Boga tak jak Ci państwo to wie, że kiedyś wszyscy się spotkamy tam po drugiej stronie, a ich syn teraz będzie miał lepiej w niebie. pozdrawiam bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, napisałam tu bardzo długi komentarz, niestety nie umiem go odtworzyć a i nie rozumiem czemu go tu nie ma?

    OdpowiedzUsuń