Życiowe rozważania młodych mężatek wariatek... ;)

Życiowe rozważania młodych mężatek wariatek... ;)

czwartek, 20 listopada 2014

Wskaż 3 różnice ;-)

Na górze - wiosna 2008, na dole - jesień 2014.
Jesteśmy jak wino... ;-)

A tak serio "trzy różnice" według mnie na powyższym zdjęciu to chustka Beatki, tło i... okulary :P. No chyba nie chcieliście powiedzieć, że nasze zmarszczki? ;-)

Po lewej - 2014, po prawej - 2008.

Po lewej - 2014, po prawej - 2008.

Jakże żałuję, że nie organizowałyśmy takich spotkań każdego roku. Fajnie byłoby później móc zestawiać zdjęcia z naszego kochanego studenckiego Opola...

Niemniej jednak ogłaszam wszem i wobec, że chcę więcej :*.






piątek, 24 października 2014

"Trzeba mi wielkiej wody..."

Choć czasem w pracy mam raczej wrażenie, że wódy, a nie wody. ;) Ale jednak wody. Chyba dopiero teraz odkrywam, co tak naprawdę znaczy być spod wodnego znaku zodiaku. A może ujawnia się ten system, że człowiek zmienia się co 7 lat? Wypadałoby w tym roku. A piosenkę poniżej lubię od dawna, przede wszystkim za tekst. I za fragment, że "nie daj mi Boże, broń Boże, skosztować tak zwanej życiowej mądrości". Zwłaszcza po moich doświadczeniach z "wszystkowiedzącymi" ludźmi, którzy twierdzą, że takową mądrość degustują. :)


piątek, 15 sierpnia 2014

Spotkania z przyjaciółmi...

...należą do moich ulubionych (oprócz rodzinnych). 

Można się bowiem napić piwka - taaaak, codwiezony lubią je sączyć podczas plotkowania:   

nikt mi nie zapłacił za reklamę, tak wyszło;P najbardziej widoczne miały być obrączki :P   

Można popatrzeć na gości zastanawiających się: jeść czy nie jeść? :D


Można też wspólnie napawać się pięknymi widokami:


Mam nadzieję, że nie stracę głowy za opublikowanie powyższych zdjęć ;) 

***

"Liczą się tylko ci przyjaciele, do których możesz zadzwonić o czwartej nad ranem."
Marlene Dietrich

"Droga do domu przyjaciela, którego nie odwiedzasz szybko zarasta chwastami."
(Autor nieznany)

poniedziałek, 21 lipca 2014

Tęskno mi, Panie...


Ech ...i panie, i panowie - wiedzcie, że mi tęskno. Tęskno jak jasny gwint. Za plażą, za morzem, za rybką, za piachem, za nadmorskim słońcem, za molo, za tramwajem nr 2 z Oliwy na Jelitkowo. Tęskno mi, choć wakacje w rozkwicie i jeszcze tyle się może zdarzyć. 
Jednak tęskno, bo to już w tym roku za mną. Sopot, Jelitkowo i Orłowo zostały na drugim końcu Polski, 11 godzin stąd. Hmmmm... tylko 11 godzin.:) Zawsze można przecież, niczym Hani Lerska, z którą dopiero wczoraj się uporałam, zapragnąć nadbałtyckich rozmyślań i wsiąść do pociągu byle jakiego. Byle na północ. Gdyby więc znalazł się jakiś spontaniczny wariat, to pociąg "byle jaki" odjeżdża z mojego miasta każdego dnia o 20:55.;)

sobota, 14 czerwca 2014

Trochę śmieszno... - stare, ale jare:D

Słuchamy sobie nocą z mężem pewnej audycji radiowej z "piosenkami autorskimi", po czym krztusimy się ze śmiechu, słysząc to:


Natomiast dzisiaj naszło mnie na wspomnienia i przypomniałam sobie coś, co bawi mnie niezmiennie od lat:


Jak już trafiłam na młodego Stuhra, to napatoczyło się również to:


Wiem, że to starocie, ale nadal mnie bawią :D

wtorek, 8 kwietnia 2014

"Hasta la vida loca loca loca loca...":)

Ha! Też mnie to "śledzi", kochana współautorko, już od jakiegoś czasu. :) Pewnie dlatego, że już od kilku wiosen ta pora roku zawsze jest dla mnie czasem, kiedy pedagogiczny gorset uwiera mnie szczególnie, bo już mi się nie chce udawać poważnej, a na takie totalne, wakacyjne loca, loca trzeba jeszcze chwilkę poczekać... Na szczęście, w myśl zasady "szklanka zawsze pełna do połowy", kwietniowa chwilka to nie wrześniowa wieczność.:) 
Oryginalna nie będę, ale (mimo za małego gorsetu;)) lubię wiosnę i lubię moje miasto wiosną. Tamto poprzednie też wyjątkowo lubiłam o tej porze roku. Lubię ogródkowe wieczory przy sałatce, lubię kwitnące drzewko-krzewy w ogródku sąsiadów, lubię okna uchylone całymi dniami, lubię ciepło "atakujące" po wyjściu ze starych murów źródła mojej wypłaty, lubię długie dni, kocham wiosenne piątki, szczególnie po 13-ej.:) Lubię wiosenne spotkania i lubię, kiedy wiosną "rivers of champaigne celebrate together" i jest mi wszystko jedno czy to gramatycznie, czy też nie.;)

  Uwielbiam nadzieję na nadejście lata, która każdego dnia jest coraz większa.:)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

wtorek, 18 marca 2014

Co można znaleźć na dnie szafy...

Mając trochę wolnego czasu, postanowiłam zajrzeć do pewnej szafki i trochę w niej poszperać. Znalazłam między innymi swoje stare pamiętniki, a wśród nich takie oto "cosie".

Na początek pamiątka muzyczna - autograf Eleni (kto pamięta? kto słuchał?:P przyznać się)


Następnie pamiątka, o której istnieniu całkowicie zapomniałam - bilet wstępu do niesamowitego miejsca, jakim jest Disneyland pod Paryżem. Tata zabrał mnie z bratem do tego miasta i parku rozrywki w ramach prezentu na Dzień Dziecka w 1999 roku. To była wspaniała wycieczka!


Z poniższego zdjęcia wynika, że szczęścia w życiu powinnam mieć pod dostatkiem :P (wszystkie są czterolistne, niestety na zdjęciu tego aż tak nie widać):


Hmmm, kartka z pamiętnika trzynastolatki. Bez komentarza.


 I karteczki, które są dla mnie cenniejsze od złota. Od lewej: kartka wyrwana z kalendarza w dniu mojego przyjścia na świat, kartka wyrwana w dniu osiemnastych urodzin mojego męża oraz kartka wyrwana w dniu naszego ślubu. Noszę się z zamiarem zalaminowania ich, aby nie zniszczały:


A jakie pamiątki Wy przetrzymujecie na dnie szuflad? Ciekawa jestem ogromnie :-)

sobota, 1 lutego 2014

Kochamy nasze Mamy... i Teściowe :)

To, że kochamy nasze Mamy, wydaje się normalne i naturalne. No bo wiadomo - to one nas urodziły, to one (najczęściej) wstawały w nocy, by ukoić nasze niemowlęce nerwy i lęki. To one gotowały nam pyszne obiadki, szykowały kanapki do szkoły. To one wysłuchiwały historii o naszych szkolnych perypetiach i pierwszych miłościach. To z nimi możemy poplotkować, poobgadywać sąsiadów (i nie tylko), ponarzekać na pogodę i jakieś dolegliwości. To od nich otrzymujemy tajne receptury na domowe wypieki i różne kulinarne wskazówki, żebyśmy gotując mogły wrócić do smaków swojego dzieciństwa...

A jak to bywa z Teściowymi..? Ano, pokutuje myśl, że Teściowe to jędzowate (przepraszam!) kobiety, które uważają, że wszystko wiedzą lepiej (a już szczególnie, jeśli chodzi o wiedzę na temat ich ukochanego synusia), a wszystko, co robi synowa jest "be". I tak jakoś ostatnio wracając z pracy zaczęłam się zastanawiać, czym sobie zasłużyłam na taką Teściową, jaką mam. A takiej Teściowej, mówię Wam z ręką na sercu, szukać można jak igły w stogu siana. No bo która Teściowa ma bardziej pokręcone poczucie humoru niż własna synowa? Która Teściowa traktuje żonę syna jak swoją rodzoną córkę? Która dzieli pasję i hobby z synową? Która może z nią o tej pasji (i nie tylko) rozmawiać godzinami? Która się przyzna, że marzy - tak jak i synowa - o jakimś małym, estetycznym tatuażu na kostce? :P Która poświęca swój czas, żeby trzymać miejsce w kolejce do lekarza? Która chwali wszystkie obiady synowej, choćby były tylko namiastkami prawdziwych maminych obiadków? Która wspiera, pomaga, wysłuchuje, ale nigdy NIE NARZUCA swojego zdania? Mam tylko jedną odpowiedź: moja. Moja kochana Teściowa. I dodam tu jeszcze, że to ostatnie zdanie nie jest zabarwione ironią. Zastanawiam się, jak to się stało, że uchowała się taka Teściowa i że trafiła się właśnie mnie...

Mamo (moja rodzicielko) i Mamo (moja druga Mamo) - kocham Was i dziękuję za wszystko :* :*



Ps. Dawno mnie tu nie było. Przepraszam, postaram się bywać tu częściej ;-)

czwartek, 2 stycznia 2014

Happy New Year!:)

W imieniu swoim i współtwórczyni wszystkim odwiedzającym dwie żony czytelnikom (bo jednak ktoś tu. zagląda, co nas cieszy), życzymy dużo optymizmu i pomyślnych zrządzeń losu w Nowym Roku. Niech czternastka okaże się szczęśliwa tak jak dwie szczęśliwe siódemki razem wzięte. A rocznikom 1965,1972,1979,1986,1993 i 2000 (bo tak średnio szacuję wiek naszych odbiorców) przypominam o teorii głoszącej, że człowiek zmienia się co 7 lat. Wychodzi więc na to, że w tym roku przemiana czeka moją mamę, mnie, drugą żonę i moją klasę. O ile przy mamie i przy klasie jestem w stanie określić przewidywane efekty przemiany, o tyle nie mam pojęcia, w kogo zmienimy się wraz z drugą żoną. "Moja" druga żona może w pierwszą matkę:), ale ja to aż się boję, bo żoną już jestem, matką być nie chcę, pozostaje więc tylko...;)