Życiowe rozważania młodych mężatek wariatek... ;)

Życiowe rozważania młodych mężatek wariatek... ;)

sobota, 28 września 2013

Się dzieje!:)

Kilka godzin mnie nie było, bo kotlety różnej maści smażyłam, a współautorka już dwa posty wklepała! Ja też klepałam - mięso na rzeczone kotlety. Niestety w trakcie pracy nie potraktowałam ich aparatem jak a_psik swój cebularz, ale mogę krótko opisać, o co chodziło, bo dobre wyszły i nawet nie mój mąż pochwalił! Było to więc tak: pierś z kurczaka się mieliło, dodawało się sól, pieprz, vegetę i przyprawę do kurczaka, 15 dag startego żółtego sera, starte i podsmażone z cebulką pieczarki oraz jajko. Całość mieszało się do upadłego, by następnie uformować w kotleciki i obtoczyć w sezamie, a potem, rzecz jasna, podsmażyć na oliwie.

Druga wersja to coś na kształt tak zwanego przez niektórych "żużu";) Pierś z kurczaka kroimy w małą kostkę, dodajemy dwa jajka,łyżkę mąki ziemniaczanej i dwie łyżki majonezu oraz żółty ser, no i klasyczne przyprawy, a następnie łyżką nakładamy na rozgrzaną patelnię - coś jak placki ziemniaczane. Całość stanowi niezły duet z surówką marchwiowo - porową.

Na koniec chciałabym wyrazić swą zazdrość względem a_psika, który może uszczęśliwić męża swego cebulakiem. Mój W. niestety cebuli nie toleruje, ale za to moim argumentem jest wątróbka drobiowa.;) W tym miejscu przypomina mi się, jak w ubiegłym roku ubzdurałam sobie, że mąż a_psika jada brokuł. My dwie też go jadamy, więc - wychodząc z założenia, że jest 3:1 dla brokułów - na każde spotkanie przygotowywałam sałatkę z tymże warzywem. Niedawno wyszło na jaw, że w meczu Wojtki vs brokuł było 2:2. Niniejszym w tym miejscu przepraszam Cię, Wojciechu a_psikowy!

A czytelnikom zdradzam, że współautorka właśnie opracowuje autorski projekt graficzny naszego "dziecięcia". Ma wyrażać nasze osobowości, ha!:)

Pomysł na... szybką przekąskę lub prosty obiad :)

Jeżeli nie macie pomysłu na jakiś prosty i szybki obiad lub po prostu lubicie wieczorem coś podjeść, to polecam Wam cebularz. To naprawdę fajne danie. Mojemu mężowi bardzo zasmakowało i jeśli chcę mu poprawić humor, to robię cebularz.

Od razu się przyznam, że przepis znalazłam w sieci, ale oczywiście nie pamiętam gdzie. Jednak zawsze coś zmieniam w przepisach z internetu;-)

CEBULARZ

Ciasto:

15 g świeżych drożdży (można dać ciut więcej, nikt do nikogo nie będzie strzelał:P)
120 ml ciepłej wody/mleka
250 g mąki
1/2 łyżeczki soli
(ja dodałam jeszcze trochę oleju -1/4 lub 1/5 szklanki, wtedy ciasto nie jest zbyt suche)

Wierzch:

kilka łyżek oleju lub oliwy z oliwek
2 łyżki masła
1kg cebuli (można mniej, ale więcej nie radzę:P)
1 ząbek czosnku (ja nie zawsze go dodaję)
1 łyżeczka suszonego tymianku (i tu się zaczyna - nie każdy z nas ma tymianek w kuchni;-) więc ja dodaję, co mi wpadnie w ręce: zioła prowansalskie, przyprawę do ziemniaków, majeranek, oregano)
kilka plasterków wędzonego boczku lub innej wędliny
garść (lub dwie) żółtego sera - startego na tarce lub cienko pokrojonego
sól
pieprz

Przygotowanie:

Drożdże pokruszyć, zalać kilkoma łyżkami ciepłej wody lub mleka. Kiedy się rozpuszczą, dodać nieco mąki, soli i szczyptę cukru (mogą być dwie, ale nie więcej, bo to nie drożdżówka). Odstawić na bok, przykryć ściereczką. UWAGA: drożdże nie lubią zimna ani przeciągów, więc zamykamy okna, a miseczkę odstawiamy najlepiej w pobliże kaloryfera.
Jak tylko zaczyn wyrośnie - ok. 10-15 minut, dosypywać mąki, dodać resztę wody. Zagnieść sprężyste ciasto. Jeszcze raz przykryć ściereczką, odstawić w ciepłe miejsce. W tym czasie przygotować nadzienie: obrać cebulę i pokroić w piórka.
Na patelni rozgrać oliwę/olej, dodać masło, wrzucić posiekaną cebulę, drobno pokrojony czosnek, doprawić przyprawami wg uznania. Dusić na niewielkim ogniu, co jakiś czas mieszać. Cebula powinna być miękka, ale nie brązowa i chrupiąca!


Wyrośnięte ciasto wyłożyć na blachę delikatnie posmarowaną tłuszczem. Na wierzchu wykładać boczek/szynkę, na niej wystudzoną cebulę i posypać startym lub pokrojonym serem.


Piekarnik nagrzać do ok.220 stopni i piec ok.30 min.

SMACZNEGO :)

Tytułem wstępu … słów kilka

Tyle miałam pomysłów na swoją pierwszą notkę, a jak przyszło do pisania, to w głowie pustki, tylko wieje i huczy:P

Postanowiłam się przywitać i przedstawić, ale fantastycznie zrobiła to już moja przedmówczyni:*

Teraz przedstawię naszą historię moimi oczyma:

Razem z Pyzą robiłyśmy już wiele wspólnych rzeczy: od wspólnego studiowania, poprzez wspólne mieszkanie, aż po wspólne szukanie faceta i wyjście za mężczyzn o tych samych imionach – taaaak, to znamienne:P

Wbrew nazwie bloga nie jesteśmy żonami jednego mężczyzny:P (wolę to wyjaśnić już na początku). Prócz rozmaitych różności łączy nas jedno: nasi mężowie to Wojciechowie (zrozumiałe, Pyza ma swojego Wojciecha, a_psik - swojego... ). Stąd też kiedyś ogłosiłyśmy, że wraz z mężami tworzymy Bractwo Wojciechowe. Ale o Wojciechach zapewne nieraz jeszcze usłyszycie. Wszak to z nimi łączą nas śluby miłości, wierności etc. W czasach studenckich Pyza była Kubusiem Puchatkiem, a_psik Prosiaczkiem - ot, takie filologiczne porównania do literackich bohaterów dzieciństwa. Na swoją ksywę oczywiście trzeba było zapracować, a że Kubuś jest przyjacielski, otwarty na nowe przyjaźnie i ciekawe miodkowe (ekhmmm %) imprezy, to Pyzunię mianowano nowym Kubusiem. Co do Prosiaczka zaś... a_psik od dawien dawna był równie strachliwy, jak on, więc tak jakoś przylgnęło...

Obydwie mamy skłonności do słowotoku, u jednej z nas jest to wrodzone, u drugiej uruchamia się to bardziej po spożyciu soku z gumijagód:P (tą drugą jestem oczywiście ja:P).

Co do bloga, to rzeczywiście mamy zamiar pisać o wszystkim, co nam wpadnie do głowy. Pojawią się zapewne notki o tym, jak radzić sobie z upartymi mężami; o tym, jak pracować i nie zwariować; o tym, co warto robić w wolnym czasie (czytać, to oczywiste!). Może sklecimy również jakieś posty kulinarne: czyli jak żonglować patelnią, garnkiem i chochelką tak, aby mąż był najedzony i przestał marudzić. O tym ostatnim mogłabym pisać godzinami, ale zostawię to na inną okazję.

A książkę i tak napiszemy, zobaczycie!

Miłej lektury, ciao:-)

piątek, 27 września 2013

"Niby nic,a tak to się zaczęło":)

"Załóżmy wspólnego bloga (rozmawiałyśmy już kiedyś o tym?) Albo zróbmy razem coś niemniej głupiego ;D;D"

"Kochana, z Tobą ZAWSZE:D Tylko masz jakiś konkretny pomysł na takiego bloga?:D Hmmmm, może jakieś rozważania młodych żon?:p Albo coś w ten deseń:P A potem wydamy z tego książkę :D"

Od tamtej rozmowy minęły z dwa tygodnie, no i...jesteśmy tu razem!:) Onegdaj miałyśmy stworzyć wspólny kabaret. Kabaretu nie mamy, jeszcze (z naciskiem na JESZCZE). To znaczy nie mamy wspólnego, bo ja z tym gatunkiem obcuję każdego dnia od 8-ej do 15-ej, a nawet dłużej;) Ale za to mamy nasze wspólne pierworodne dziecko - NASZEGO BLOGA, którego będziemy razem wychowywać. A_psik ma go ubrać, a ja zostałam wytypowana do pierwszych oficjalnych słów. Toteż piszę i pisać będę na przemian ze współautorką, a może i jednocześnie. O czym? Jeszcze nie wiemy, więc przypuszczamy, że o wszystkim, co wcale nie oznacza,że o niczym. Z pewnością będzie wesoło. Z pewnością rozróżnicie nas nie tylko po nickach, ale i po ilości stawianych przeze mnie emotikonów;) Podobnież inflantylni ludzie tak mają:D Cóż,to tylko kolejna teoria;)
Co jeszcze o nas? Nooo...żeby tak światowo było, to trzeba zaprezentować się, jak na wyborach miss: Jesteśmy miłe, interesujemy się poezją i tańcem, dbamy o przyrodę i chcemy, aby był pokój na świecie". No, mniej więcej się zgadza, ale żeby było całkiem szczerze, to napiszę, jak jest. Otóż znamy się od blisko dekady, trudno nam uwierzyć, że to już tak długo, ale jednocześnie mamy wrażenie, że znamy się od zawsze:) Mamy dwóch różnych mężów o jednym imieniu, są tacy fajni, jak my. Obydwie mamy hopla na punkcie czytania, obydwie mamy oczy w raczej mokrym miejscu;), obydwie nie wyobrażamy sobie życia bez siebie, obydwie grałyśmy kiedyś w badmintona (tylko A_psik bardziej na tym cierpiał) i z powodzeniem mogłybyśmy urządzać wspólne urodziny. Ja dodatkowo kocham Krzyśka Ignaczaka, a A_psik daje się czasem wyciągnąć na mecz, choć na ogół jest normalna;)) Teraz obydwie mamy wspólnego, wciąż dopracowywanego bloga i żadna z nas nie pomyślała, co będzie naszym mottem, kiedy z młodych żon przeistoczymy się w stare... Bo o wariactwo jestem spokojna;)

To co...czytajcie nas!:)