Życiowe rozważania młodych mężatek wariatek... ;)

Życiowe rozważania młodych mężatek wariatek... ;)

sobota, 14 grudnia 2013

Tymczasem nad Odrą...

Chyba skłamałabym, pisząc, że "nad Odrą bez zmian". I gdyby było bez zmian, to może przed chwilą nie wyłowiłabym w swojej czuprynie siwego włosa:( To chyba efekt przerostu przydziału czynności nad przydziałem możliwości plus moja wrodzona miękka d..., przez którą chciałabym zbawić pół świata. A że teraz oprócz cudzych dzieci zbawiam jeszcze cudzych rodziców, prowadząc terapię indywidualną przed, po i w trakcie pracy, wysłuchując i pocieszając tak live, jak i przez telefon, no to chyba mam prawo ugiąć się pod wirusem grypopodobnym i zaburzeniami w wydzielaniu melaniny.
Efekt - smarkam, kaszlę i mam sucho w gębie, a do tego "odkryłam dzisiaj pierwszy siwy włos..."

Taka sytuacja, takie zdarzenie...
;)

wtorek, 10 grudnia 2013

Tam śniadanka...

...z goframi w dodatku, a druga mężatka nie ma tak spokojnie...;)
Pozostaje tylko westchnąć...;) I życzyć smacznego;*

sobota, 7 grudnia 2013

Śniadanko, a chleba brak...

Co wtedy? Hmm, ja zastosowałam metodę wykorzystywania tego, co każda pani domu w swej kuchni raczej ma: mleko, jajko i mąka. Co powstało? Ano gofry :D Nie ma to jak zacząć dzień goframi z dżemikiem maminym i owocami.

Miłego dnia!

poniedziałek, 18 listopada 2013

Cienka granica...

Nie bardzo wiem od czego zacząć.
Może od początku...

Jakoś w połowie ubiegłego tygodnia umarł syn naszych sąsiadów. Miał 37 lat i był ciężko chory - w zasadzie uzależniony był od innych. Oprócz niego sąsiedzi mają również dwie córki (także chore) i jednego adoptowanego (zdrowego) syna. Podziwiam sąsiadów za to, co robią. Tak po prostu - chapeau bas... Przecież wszyscy wiemy, jak traktuje się w naszym społeczeństwie chorych, ale ja nie o tym...

Byliśmy z mężem na pogrzebie. Ojciec po Mszy Św. zabrał głos i dziękował zebranym za przybycie i nie tylko. Słowa, które najbardziej mi utkwiły: "Popatrzcie, jaką Pan Bóg ma moc - większość z was nie znała osobiście mojego syna - a jednak przyszliście tu modlić się za jego duszę".
Chyba ze trzy razy ukradkiem ocierałam łzy, nie na moje nerwy takie uroczystości... Mimo wszystko tak sobie myślę, że dla rodziców to zawsze tragedia, jak dziecko umiera "przed nimi"...

Ostatnia rzecz, o której chciałam napisać, a którą zrozumiałam dopiero po kilku dniach po rozmowie z mężem. T.umarł prawdopodobnie z wtorku na środę, w środę przed południem widziałam bowiem, jak wnoszą trumnę do domu sąsiadów. W ten też dzień po południu byłam sama w domu, Wojtek miał wrócić późnym wieczorem. O ile dobrze pamiętam czytałam coś, kiedy Fabia (nasza suczka) zaczęła szczekać. A nasza psina nie szczeka bez powodu (z reguły albo na ludzi, albo na zwierzęta). Początkowo sądziłam, że ktoś może wszedł na ogród i od tamtej strony puka do drzwi, ale nie zapaliła się lampa (ma czujkę). Kota by Fabia nie wyczuła przez dwoje drzwi... Szczekała z dobry kwadrans, nawet jak poszłam do niej, nie potrafiła sie uspokoić. Mówią, że psy mają dodatkowy zmysł. Jestem w stanie w to uwierzyć, po tym, jak mi nasza Fabia napędziła takiego stracha... Może T.przyszedł się pożegnać (w naszym domu dawniej mieszkali dziadkowie mojego męża)...? Moi rodzice twierdzą, że "na wsiach" wierzono, że dusza przez 2-3 dni błąka się jeszcze po świecie i może przyjść się pożegnać... I popatrzcie, jak cienka jest granica między światem widzialnym a niewidzialnym...

niedziela, 10 listopada 2013

Druga mężatka nadal w grze:)

Jestem. Nie rozwiodłam się ani z mężem, ani z blogiem;) Ani z przyjaciółką of course;* Rozwiodłam się tylko z moją dotychczasową przeglądarką, bo unieruchomiła mnie i przez blisko 3 tygodnie uniemożliwiała "postowanie", wyświetlając niezamykające się reklamy. Dziś rano postanowiłam spróbować z inną przeglądarką i wygląda na to, że wszystko działa, więc 1:0 dla mnie.:)
Gdzie byłam, jak mnie nie było?
Najpierw to byłam na meczu Jastrzębski Węgiel - Assecco Resovia, gdzie z bliska (nawet z "bliższa" niż zwykle) mogłam podziwiać moich ulubieńców i tego szczególnego rzeszowskiego wybranka;);) Niezmiennie twierdzę, że jest boski. Mecz fajny, atmosfera fajna, towarzystwo super, duuuużo autografów, mnóóóóstwo zdjęć, a na koniec jeszcze wisienka na torcie - fotka z siatkarzem i szczypiornistą, czyli Pyza & W. & Grzegorz Kosok. Panowie - wybaczcie kolejność.;)
Potem standardowo pracowałam i starałam się, również standardowo, uświadomić niektórym młodzieńcom, że czasem postępują głupio i wcale im się to nie opłaca. Efekt pojawia się sporadycznie i krótkofalowo, najczęściej utrzymując się przez kilka dni, toteż uznałam, że jest to sprawa niezależna od moich dobrych chęci, a skoro ja tego nie zmienię, to przynajmniej postaram się nie zbzikować i samej siebie nie doprowadzić do wizyty u psychiatry i... odpuściłam. No dobra - zamierzam odpuścić.;)
Potem nie pracowałam, bo  "WszystkoŚwięciłam" i "Zaduszkowałam", po czym znów jęłam młodzież nauczać i wychowywać, np. poprzez wyjście do kina na "Mój biegun". Potem z mężem, z którym się nie rozwiodłam, obejrzałam film "Wałęsa. Człowiek z nadziei". Wczoraj, oględnie mówiąc, korzystałam z uroków długiego weekendu;) W międzyczasie zakupiłam stosy akcesoriów do produkowania bombek choinkowych metodą karczochową i nabyłam książkę Małgorzaty Tusk, wszak wychodzę z założenia, że aby coś ocenić, należy to poznać.
A teraz cieszę się, że przechytrzyłam blogspota i znów mogę tu pisać, tym bardziej, że za chwilę Jsw - BBTS live, więc znów się pochwalę:)

sobota, 26 października 2013

Co ciekawego można znaleźć w sieci...

Ostatnio buszując po różnych stronach internetowych natknęłam się na ciekawy blog Anny Lewandowskiej - żony Roberta (tego przystojnego piłkarza:P) - HEALTHY PLAN BY ANN, można go znaleźć TUTAJ :)

Zazdroszczę wytrwałości w prowadzeniu tak zdrowego trybu życia... hmm, ale oni się dobrali - dwóch sportowców, nie to co ja, ciągle bym tylko w książkach siedziała :P

Przy okazji postaram się napisać kiedyś notkę o fajnych stronkach, na które lubię wracać :)

piątek, 18 października 2013

Sukces?:)

Kiedy przyjdzie mi, a przyjdzie mi niebawem, wypełniać rubryczkę pt. "Osiągnięcia pedagogiczne", to wpiszę tam, co następuje: "W piątek 18.10.13 po zakończonych lekcjach o 13:30 uczennica została godzinę dłużej, żeby zmienić naszą gazetkę klasową. Po wykonaniu rzeczonej czynności, gdy w spokoju sumienia mogła udać się do domu, zapytała: "Czy mogę posiedzieć tu z panią jeszcze godzinkę, bo mi się nie chce iść do domu?"

Dodam wielkimi literami: PIĄTEK PO POŁUDNIU!!!
:)

niedziela, 13 października 2013

Muzycznie :-)

Lepszy oryginał czy cover? :P Nie umiem się zdecydować:D





Ps. Dziękuję mężowi za fajne niedzielne lenistwo: wspólne zbieranie orzechów, huśtanie na ogrodowej huśtawce oraz filmik:*:*

sobota, 12 października 2013

"W koronie siatki błyszczy gwiazda,to nasze serce,to nasz klub!":)

Mamy to! Sezon zainaugurowany.:) Znów mamy Plusligę - moją drugą na żywo. Tym razem taką z fotkami i autografami. To się pochwalę od razu - Grzegorz Bociek i mój bilet, na którym za chwilę pojawi się mój pierwszy samodzielnie zdobyty autograf (ok,drugi po Krzysztofie Miętusie, Wisła 2010:D). Znaczy... Boćka autograf, nie mój, jeszcze nie czuję się aż tak zasłużona, żeby samej sobie dawać autografy.;)


Skoro już tak o meczu, to wypadałoby wynik podać, żeby nie było, że poziom sportowy nieważny. No więc Zaksa - Czarni Radom 3:0, co nie znaczy, że było to jakieś spektakularne rozniesienie przeciwnika przez Kędzierzynian. Przynajmniej ja takiegoż nie dostrzegłam.;) I W. też pisze na fejsie, że nie była to formalność mimo wszystko, a on się zna lepiej na poziomie sportowym. Za to ja lepiej na...estetyczno-dziennikarskim.;)
Tytułem wyjaśnienia jeszcze słów kilka do komentarza współautorki od suchych zębów.;) Rzeczywiście, podczas wyprawy z młodzieżą stwierdziłam, że wszyscy mają dzieci na własność, a ja tylko wypożyczone i że w sumie fajnie byłoby mieć swoje, toteż zaplanowałam, że jak moje dzieci zawodowe dobrną do trzeciej klasy, to z czystym sumieniem będę mogła postarać się o swego Krzysia, który będzie Krzysiem na cześć Krzysia Ignaczaka i zostanie libero, gdyż dziś przy pizzy z kuzynami Krzysia przeanalizowaliśmy geny i ustalono, że za wysoki to on nie będzie,także tylko na libero.;)
Póki co dzieci służbowe zaczęły dopiero pierwszą klasę, więc w najbliższym czasie pozostają mi tylko moje przywłaszczone dzieci (już nie dzieci właściwie...) rodzinne, także spokojnie z tą piaskownicą.;)




Syndrom "suchych zębów" :D

Jeżeli chcecie wiedzieć, czym jest syndrom "suchych zębów", koniecznie musicie poesemesować ze współautorką... nie wcześniej niż w piątkowy wieczór około godziny 22:00 :P

Efektem takiej wymiany smsów bywa na przykład deklaracja zaludniania naszej planety... hihihi :D

ps.ale w tej piaskownicy to my też będziemy sie mogli potarzać, co? ;-)

wtorek, 8 października 2013

Pozdrowienia ze szkolnej wycieczki:)

Oto i jestem...w pracy.Umoszczona w fotelu przeniesionym w strategiczne miejsce pełnię swoją część dyżuru,zapobiegającego migracjom międzypokojowym;) I aż strach pomyśleć,że jakieś jedenaście lat temu na wycieczce szkolnej do tego samego miasta,o czwartej nad ranem wyszłyśmy z koleżankami gimnazjalistkami z domku campingowego i krążyłyśmy między górskimi strumykami... A teraz siedzę pod pokojem Żigolaków i pilnuję ich moralności... O tempora,o mores!
Ok,koniec mojego dyżuru!Zmiana warty:)

niedziela, 6 października 2013

Zakochałam się... ;)

Zakochałam się w barwie głosu tej niepozornej dziewczyny. Wiecie, że ona gra w "Barwach szczęścia"?


Od wczoraj chodzę, siedzę i tupię nóżką w rytm tej piosenki :D

piątek, 4 października 2013

Ratunkowy zestaw piątkowy:)

Tym razem nie cappuccino & książka, ale Carolo Rossi & Youtube. I tym sposobem wracam do życia. Droga współautorko, następnym razem organizujemy coś z tańcami albo przynajmniej ze śpiewami.;)

czwartek, 3 października 2013

Z pamiętnika wychowawcy;)

Wchodząc na bloga zastanawiałam się, co tam u mojej współautorki i czy coś pisze, i ogólnie co fajnego robi. I już wiem. Tak pięknie opisała ten swój żywot człowieka poczciwego, że jakbym tylko mogła, to spakowałabym się raz, dwa do tego domu z duszą i do tych grabi, i liści, i ogrodu. Ale nie mogę, bo raz,że ludzi po nocy budzić nie wypada, a dwa, że robię wycieczkę integracyjną... I nawet już przyszło mi ją reanimować!
A było to tak:
3. września:
- Kochani (tak,tak do nich mówię!), jeśli wszystko będzie w porządku, to w październiku pojedziemy na wycieczkę integracyjną.
- Huuuuuuuuuuuuuuraaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!

4.września:
- Proszę panią, proszę panią, a ta wycieczka to dokładnie kiedy będzie?(I tak 15 razy w ciągu dnia)
- Ustalimy z rodzicami na zebraniu. (Też 15 razy).

5.września:
- Proszę panią, a ta wycieczka, to ile będzie kosztowała? (20 razy w ciągu dnia)
- Nie ma jeszcze konkretnej kwoty, bo najpierw muszę porozmawiać z Waszymi rodzicami na zebraniu.(20 razy, a co!)

10.września:
- A gdzie my w ogóle jedziemy na tę wycieczkę?(Razy 10)
- Albo do X, albo do Y.(Razy 10)
- Ooooooooooooooooooooooo, to do X, tam jest super!!! (Razy 10)
- Ooooooooooo, to lepiej do Y tam jest taki fajny... (Razy 10 równocześnie z 10 powyżej)

13.września:
- Moi drodzy, no więc jedziemy do X, będzie to kosztowało 100 zł, kto jest chętny, ręka do góry.
- Ja! Ja! Ja! Ja! Ja! Ja! Ja teeeeż! Proszę panią! niech mnie pani zapisze, ja też! (Razy 20)

No to rezerwuję, płacę, dzwonię, biegam, szukam, wymyślał i łykam Ibuprom.
30 września:
- Proszę panią, a z tej wycieczki, to można się wypisać? Bo K.nie jedzie, to ja też.
- Eeeee, to jak Wy nie jedziecie, to ja też nie jadę.
- To bez sensu, jak oni nie jadą, to ja nie jadę.
- To mnie też niech pani wypisze, bo ja nie pojadę, jak inni "chłopacy" nie jadą.
- Eeeeeej, czemu nie jedziecie. Ja nie jadę z samymi babami!
- Proszę panią, to jak on nie jedzie, to ja też nie chce.
- Jak cała klasa nie pojedzie, to mnie też niech pani wypisze.
- To mnie też, bo co, ja sama z klasy nie pojadę.


Zachowałam spokój i tylko ten spokój mnie uratował. W ciągu dwóch dni tak zreanimowałam wycieczkę, że znów wszyscy jadą!:) Podobnież to sukces wychowawczy! No, ale dlatego blogi piszę dopiero po północy. Bo integracja!;)
Ech, ale kocham jak swoje...:) Co nie znaczy, że nie mam ochoty wykupić sobie wczasów w sanatorium państwa S., przy kubeczku herbatki i stosie książek...

środa, 2 października 2013

Tak sobie myślę...

Jesień za oknem, a ja bym tak bardzo chciała z powrotem lato. Tak narzekałam na upały, a teraz wiele bym dała za tamte temperatury. W końcu urodziłam się latem i ogólnie rzecz ujmując: jestem ciepłolubna. A tu za oknem ciemno, szaro i zimno, brrr...
W ogrodzie mnóstwo pracy przede mną i mężem. Mąż szanowny wykorzystał wolną sobotę i pozrzucał wieeele taczek drewna leżącego dotychczas na dworze (żeby żonce w dupcię ciepło było) do piwnicy. Liście staramy się grabić na bieżąco - nasz orzech produkuje ich rok rocznie tak dużo, że gdyby grabienie zostawić "na raz", to by nam ręce odpadły. Trochę bawię się sekatorkiem, troszkę orzechów zbieram (do suszenia), ale obecne prace w ogrodzie nie są już tak przyjemne, jak te letnie... Wtedy klarusia grzała w plecki, achh - ja chcę znów lato! To mój postulat na najbliższe miesiące:]

Ps. Jesień lubię wtedy, gdy za oknem leje, a ja w domku siedzę (najlepiej przy kaloryferze) z książką i kawusią:P

sobota, 28 września 2013

Się dzieje!:)

Kilka godzin mnie nie było, bo kotlety różnej maści smażyłam, a współautorka już dwa posty wklepała! Ja też klepałam - mięso na rzeczone kotlety. Niestety w trakcie pracy nie potraktowałam ich aparatem jak a_psik swój cebularz, ale mogę krótko opisać, o co chodziło, bo dobre wyszły i nawet nie mój mąż pochwalił! Było to więc tak: pierś z kurczaka się mieliło, dodawało się sól, pieprz, vegetę i przyprawę do kurczaka, 15 dag startego żółtego sera, starte i podsmażone z cebulką pieczarki oraz jajko. Całość mieszało się do upadłego, by następnie uformować w kotleciki i obtoczyć w sezamie, a potem, rzecz jasna, podsmażyć na oliwie.

Druga wersja to coś na kształt tak zwanego przez niektórych "żużu";) Pierś z kurczaka kroimy w małą kostkę, dodajemy dwa jajka,łyżkę mąki ziemniaczanej i dwie łyżki majonezu oraz żółty ser, no i klasyczne przyprawy, a następnie łyżką nakładamy na rozgrzaną patelnię - coś jak placki ziemniaczane. Całość stanowi niezły duet z surówką marchwiowo - porową.

Na koniec chciałabym wyrazić swą zazdrość względem a_psika, który może uszczęśliwić męża swego cebulakiem. Mój W. niestety cebuli nie toleruje, ale za to moim argumentem jest wątróbka drobiowa.;) W tym miejscu przypomina mi się, jak w ubiegłym roku ubzdurałam sobie, że mąż a_psika jada brokuł. My dwie też go jadamy, więc - wychodząc z założenia, że jest 3:1 dla brokułów - na każde spotkanie przygotowywałam sałatkę z tymże warzywem. Niedawno wyszło na jaw, że w meczu Wojtki vs brokuł było 2:2. Niniejszym w tym miejscu przepraszam Cię, Wojciechu a_psikowy!

A czytelnikom zdradzam, że współautorka właśnie opracowuje autorski projekt graficzny naszego "dziecięcia". Ma wyrażać nasze osobowości, ha!:)

Pomysł na... szybką przekąskę lub prosty obiad :)

Jeżeli nie macie pomysłu na jakiś prosty i szybki obiad lub po prostu lubicie wieczorem coś podjeść, to polecam Wam cebularz. To naprawdę fajne danie. Mojemu mężowi bardzo zasmakowało i jeśli chcę mu poprawić humor, to robię cebularz.

Od razu się przyznam, że przepis znalazłam w sieci, ale oczywiście nie pamiętam gdzie. Jednak zawsze coś zmieniam w przepisach z internetu;-)

CEBULARZ

Ciasto:

15 g świeżych drożdży (można dać ciut więcej, nikt do nikogo nie będzie strzelał:P)
120 ml ciepłej wody/mleka
250 g mąki
1/2 łyżeczki soli
(ja dodałam jeszcze trochę oleju -1/4 lub 1/5 szklanki, wtedy ciasto nie jest zbyt suche)

Wierzch:

kilka łyżek oleju lub oliwy z oliwek
2 łyżki masła
1kg cebuli (można mniej, ale więcej nie radzę:P)
1 ząbek czosnku (ja nie zawsze go dodaję)
1 łyżeczka suszonego tymianku (i tu się zaczyna - nie każdy z nas ma tymianek w kuchni;-) więc ja dodaję, co mi wpadnie w ręce: zioła prowansalskie, przyprawę do ziemniaków, majeranek, oregano)
kilka plasterków wędzonego boczku lub innej wędliny
garść (lub dwie) żółtego sera - startego na tarce lub cienko pokrojonego
sól
pieprz

Przygotowanie:

Drożdże pokruszyć, zalać kilkoma łyżkami ciepłej wody lub mleka. Kiedy się rozpuszczą, dodać nieco mąki, soli i szczyptę cukru (mogą być dwie, ale nie więcej, bo to nie drożdżówka). Odstawić na bok, przykryć ściereczką. UWAGA: drożdże nie lubią zimna ani przeciągów, więc zamykamy okna, a miseczkę odstawiamy najlepiej w pobliże kaloryfera.
Jak tylko zaczyn wyrośnie - ok. 10-15 minut, dosypywać mąki, dodać resztę wody. Zagnieść sprężyste ciasto. Jeszcze raz przykryć ściereczką, odstawić w ciepłe miejsce. W tym czasie przygotować nadzienie: obrać cebulę i pokroić w piórka.
Na patelni rozgrać oliwę/olej, dodać masło, wrzucić posiekaną cebulę, drobno pokrojony czosnek, doprawić przyprawami wg uznania. Dusić na niewielkim ogniu, co jakiś czas mieszać. Cebula powinna być miękka, ale nie brązowa i chrupiąca!


Wyrośnięte ciasto wyłożyć na blachę delikatnie posmarowaną tłuszczem. Na wierzchu wykładać boczek/szynkę, na niej wystudzoną cebulę i posypać startym lub pokrojonym serem.


Piekarnik nagrzać do ok.220 stopni i piec ok.30 min.

SMACZNEGO :)

Tytułem wstępu … słów kilka

Tyle miałam pomysłów na swoją pierwszą notkę, a jak przyszło do pisania, to w głowie pustki, tylko wieje i huczy:P

Postanowiłam się przywitać i przedstawić, ale fantastycznie zrobiła to już moja przedmówczyni:*

Teraz przedstawię naszą historię moimi oczyma:

Razem z Pyzą robiłyśmy już wiele wspólnych rzeczy: od wspólnego studiowania, poprzez wspólne mieszkanie, aż po wspólne szukanie faceta i wyjście za mężczyzn o tych samych imionach – taaaak, to znamienne:P

Wbrew nazwie bloga nie jesteśmy żonami jednego mężczyzny:P (wolę to wyjaśnić już na początku). Prócz rozmaitych różności łączy nas jedno: nasi mężowie to Wojciechowie (zrozumiałe, Pyza ma swojego Wojciecha, a_psik - swojego... ). Stąd też kiedyś ogłosiłyśmy, że wraz z mężami tworzymy Bractwo Wojciechowe. Ale o Wojciechach zapewne nieraz jeszcze usłyszycie. Wszak to z nimi łączą nas śluby miłości, wierności etc. W czasach studenckich Pyza była Kubusiem Puchatkiem, a_psik Prosiaczkiem - ot, takie filologiczne porównania do literackich bohaterów dzieciństwa. Na swoją ksywę oczywiście trzeba było zapracować, a że Kubuś jest przyjacielski, otwarty na nowe przyjaźnie i ciekawe miodkowe (ekhmmm %) imprezy, to Pyzunię mianowano nowym Kubusiem. Co do Prosiaczka zaś... a_psik od dawien dawna był równie strachliwy, jak on, więc tak jakoś przylgnęło...

Obydwie mamy skłonności do słowotoku, u jednej z nas jest to wrodzone, u drugiej uruchamia się to bardziej po spożyciu soku z gumijagód:P (tą drugą jestem oczywiście ja:P).

Co do bloga, to rzeczywiście mamy zamiar pisać o wszystkim, co nam wpadnie do głowy. Pojawią się zapewne notki o tym, jak radzić sobie z upartymi mężami; o tym, jak pracować i nie zwariować; o tym, co warto robić w wolnym czasie (czytać, to oczywiste!). Może sklecimy również jakieś posty kulinarne: czyli jak żonglować patelnią, garnkiem i chochelką tak, aby mąż był najedzony i przestał marudzić. O tym ostatnim mogłabym pisać godzinami, ale zostawię to na inną okazję.

A książkę i tak napiszemy, zobaczycie!

Miłej lektury, ciao:-)

piątek, 27 września 2013

"Niby nic,a tak to się zaczęło":)

"Załóżmy wspólnego bloga (rozmawiałyśmy już kiedyś o tym?) Albo zróbmy razem coś niemniej głupiego ;D;D"

"Kochana, z Tobą ZAWSZE:D Tylko masz jakiś konkretny pomysł na takiego bloga?:D Hmmmm, może jakieś rozważania młodych żon?:p Albo coś w ten deseń:P A potem wydamy z tego książkę :D"

Od tamtej rozmowy minęły z dwa tygodnie, no i...jesteśmy tu razem!:) Onegdaj miałyśmy stworzyć wspólny kabaret. Kabaretu nie mamy, jeszcze (z naciskiem na JESZCZE). To znaczy nie mamy wspólnego, bo ja z tym gatunkiem obcuję każdego dnia od 8-ej do 15-ej, a nawet dłużej;) Ale za to mamy nasze wspólne pierworodne dziecko - NASZEGO BLOGA, którego będziemy razem wychowywać. A_psik ma go ubrać, a ja zostałam wytypowana do pierwszych oficjalnych słów. Toteż piszę i pisać będę na przemian ze współautorką, a może i jednocześnie. O czym? Jeszcze nie wiemy, więc przypuszczamy, że o wszystkim, co wcale nie oznacza,że o niczym. Z pewnością będzie wesoło. Z pewnością rozróżnicie nas nie tylko po nickach, ale i po ilości stawianych przeze mnie emotikonów;) Podobnież inflantylni ludzie tak mają:D Cóż,to tylko kolejna teoria;)
Co jeszcze o nas? Nooo...żeby tak światowo było, to trzeba zaprezentować się, jak na wyborach miss: Jesteśmy miłe, interesujemy się poezją i tańcem, dbamy o przyrodę i chcemy, aby był pokój na świecie". No, mniej więcej się zgadza, ale żeby było całkiem szczerze, to napiszę, jak jest. Otóż znamy się od blisko dekady, trudno nam uwierzyć, że to już tak długo, ale jednocześnie mamy wrażenie, że znamy się od zawsze:) Mamy dwóch różnych mężów o jednym imieniu, są tacy fajni, jak my. Obydwie mamy hopla na punkcie czytania, obydwie mamy oczy w raczej mokrym miejscu;), obydwie nie wyobrażamy sobie życia bez siebie, obydwie grałyśmy kiedyś w badmintona (tylko A_psik bardziej na tym cierpiał) i z powodzeniem mogłybyśmy urządzać wspólne urodziny. Ja dodatkowo kocham Krzyśka Ignaczaka, a A_psik daje się czasem wyciągnąć na mecz, choć na ogół jest normalna;)) Teraz obydwie mamy wspólnego, wciąż dopracowywanego bloga i żadna z nas nie pomyślała, co będzie naszym mottem, kiedy z młodych żon przeistoczymy się w stare... Bo o wariactwo jestem spokojna;)

To co...czytajcie nas!:)