Życiowe rozważania młodych mężatek wariatek... ;)

Życiowe rozważania młodych mężatek wariatek... ;)

piątek, 14 sierpnia 2015

Gdzie te żony?

Są żonki, są obydwie! Trochę zgnuśniały w pisaniu swojego wspólnego bloga, więc dziś jedynie się zameldują, ale istnieją i nie zapominają i już niebawem napiszą, co porabiały, kiedy ich tu nie było. W skrócie powiem tylko, że jedna czyta i recenzuje ( o tym u A_psika ), a druga je i chudnie ( a o tym u Pyzy ). I obie szukają sposobów na przetrwanie w upale. 

wtorek, 31 marca 2015

Można się tak pięknie różnić...

W każdym związku, a tym bardziej małżeństwie potrzebne są różnice. Gdy jesteśmy tacy sami jak nasz partner, to po początkowym obopólnym zachwycie zaczynamy się wspólnie... nudzić. Nie dalej jak kilkanaście dni temu od doświadczonego życiem człowieka usłyszałam takie oto zdanie: "Jednomyślność to bezmyślność". Pierwszy raz spotkałam się z takim stwierdzeniem i muszę przyznać, że trochę nad nim podumałam. Przeanalizowałam sobie to i owo i muszę napisać, że bardzo wiele racji miał ów pan, któremu opowiadałam właśnie jak to z mężem oglądamy sporo filmów, a po większości z nich toczymy burzliwe dyskusje i spory, bo każde z nas inaczej zapatruje się na dany film. Oczywiście, wiele razy zgadzamy się co do ogólnej "oceny" danego obrazu, ale nieraz prawie się pokłóciliśmy, bo to co mnie odrzucało, mojego małżonka zachwyciło. Jednak zawsze po takim sporze intelektualnym o dziwo czułam się lepiej. Ot, tak już mam.

O tym, że różnice w związkach są potrzebne mogłabym jeszcze pisać i pisać - kiedyś może skuszę się na skreślenie paru słów o tym, by każdy z partnerów miał swoje... hobby. Swój własny świat, azyl - jak zwał tak zwał. Może jak czas pozwoli, powrócę do tego tematu.

O czym to ja zamierzałam tak w ogóle napisać? Już wiem. Ano o tym, jak to po kilku latach znajomości (w tym 2,5 letnim stażu małżeńskim) mimo różnic, o pewnych sprawach myślimy podobnie. Nie mam tu na myśli jakichś ważnych światopoglądowych kwestii (to raczej logiczne, że w pewnych sprawach należałoby się zgadzać, skoro zamierza się zawrzeć związek małżeński), raczej sprawy przyziemne. Bowiem w pewną środę, będzie z jakieś dwa tygodnie temu, doświadczyłam czegoś, co trudno nazwać. W każdym razie ujawniło się chyba nasze pokrewieństwo dusz... No może to zbyt górnolotnie brzmi, ale przejawiło się to w tym, że oboje (nie umawiając się) zrobiliśmy zakupy: wśród nich dwie rzeczy się zdublowały, bo każde z nas pomyślało, że druga osoba ucieszy się, jak je kupimy. To jeszcze nic, chociaż bardzo mnie to rozśmieszyło, a zarazem ucieszyło. Nie minął bowiem nawet tydzień, a sytuacja się powtórzyła, z tym że tym razem kupiliśmy bodaj po trzy takie same rzeczy... I może rzeczywiście "jednomyślność to bezmyślność", ale znajomość potrzeb partnera bardzo umila szarość dnia!

sobota, 14 lutego 2015

100 reasons why I love You :*

100 powodów, dla których Cię kocham...

W tym roku postanowiłam podarować Mężowi coś od siebie - wiadomo, ciężko stworzyć prezent od podstaw, dlatego posiłkowałam się gotowymi - że tak powiem - "naczyniami", a resztę wykonałam sama, inspirując się tym, co można znaleźć w sieci. Oto, co mi wyszło:




Karteczki z tekstami nie rozwijają się, gdyż są umieszczone w pociętych słomkach (nie kupujcie zwykłych słomek, bo są za wąskie, lepiej kupić słomki do drinków).
Mąż stwierdził, że dawno nie byłam tak romantyczna (jak w początkach znajomości) i... chyba się ucieszył..? ;-)

czwartek, 20 listopada 2014

Wskaż 3 różnice ;-)

Na górze - wiosna 2008, na dole - jesień 2014.
Jesteśmy jak wino... ;-)

A tak serio "trzy różnice" według mnie na powyższym zdjęciu to chustka Beatki, tło i... okulary :P. No chyba nie chcieliście powiedzieć, że nasze zmarszczki? ;-)

Po lewej - 2014, po prawej - 2008.

Po lewej - 2014, po prawej - 2008.

Jakże żałuję, że nie organizowałyśmy takich spotkań każdego roku. Fajnie byłoby później móc zestawiać zdjęcia z naszego kochanego studenckiego Opola...

Niemniej jednak ogłaszam wszem i wobec, że chcę więcej :*.






piątek, 24 października 2014

"Trzeba mi wielkiej wody..."

Choć czasem w pracy mam raczej wrażenie, że wódy, a nie wody. ;) Ale jednak wody. Chyba dopiero teraz odkrywam, co tak naprawdę znaczy być spod wodnego znaku zodiaku. A może ujawnia się ten system, że człowiek zmienia się co 7 lat? Wypadałoby w tym roku. A piosenkę poniżej lubię od dawna, przede wszystkim za tekst. I za fragment, że "nie daj mi Boże, broń Boże, skosztować tak zwanej życiowej mądrości". Zwłaszcza po moich doświadczeniach z "wszystkowiedzącymi" ludźmi, którzy twierdzą, że takową mądrość degustują. :)


piątek, 15 sierpnia 2014

Spotkania z przyjaciółmi...

...należą do moich ulubionych (oprócz rodzinnych). 

Można się bowiem napić piwka - taaaak, codwiezony lubią je sączyć podczas plotkowania:   

nikt mi nie zapłacił za reklamę, tak wyszło;P najbardziej widoczne miały być obrączki :P   

Można popatrzeć na gości zastanawiających się: jeść czy nie jeść? :D


Można też wspólnie napawać się pięknymi widokami:


Mam nadzieję, że nie stracę głowy za opublikowanie powyższych zdjęć ;) 

***

"Liczą się tylko ci przyjaciele, do których możesz zadzwonić o czwartej nad ranem."
Marlene Dietrich

"Droga do domu przyjaciela, którego nie odwiedzasz szybko zarasta chwastami."
(Autor nieznany)

poniedziałek, 21 lipca 2014

Tęskno mi, Panie...


Ech ...i panie, i panowie - wiedzcie, że mi tęskno. Tęskno jak jasny gwint. Za plażą, za morzem, za rybką, za piachem, za nadmorskim słońcem, za molo, za tramwajem nr 2 z Oliwy na Jelitkowo. Tęskno mi, choć wakacje w rozkwicie i jeszcze tyle się może zdarzyć. 
Jednak tęskno, bo to już w tym roku za mną. Sopot, Jelitkowo i Orłowo zostały na drugim końcu Polski, 11 godzin stąd. Hmmmm... tylko 11 godzin.:) Zawsze można przecież, niczym Hani Lerska, z którą dopiero wczoraj się uporałam, zapragnąć nadbałtyckich rozmyślań i wsiąść do pociągu byle jakiego. Byle na północ. Gdyby więc znalazł się jakiś spontaniczny wariat, to pociąg "byle jaki" odjeżdża z mojego miasta każdego dnia o 20:55.;)

sobota, 14 czerwca 2014

Trochę śmieszno... - stare, ale jare:D

Słuchamy sobie nocą z mężem pewnej audycji radiowej z "piosenkami autorskimi", po czym krztusimy się ze śmiechu, słysząc to:


Natomiast dzisiaj naszło mnie na wspomnienia i przypomniałam sobie coś, co bawi mnie niezmiennie od lat:


Jak już trafiłam na młodego Stuhra, to napatoczyło się również to:


Wiem, że to starocie, ale nadal mnie bawią :D

wtorek, 8 kwietnia 2014

"Hasta la vida loca loca loca loca...":)

Ha! Też mnie to "śledzi", kochana współautorko, już od jakiegoś czasu. :) Pewnie dlatego, że już od kilku wiosen ta pora roku zawsze jest dla mnie czasem, kiedy pedagogiczny gorset uwiera mnie szczególnie, bo już mi się nie chce udawać poważnej, a na takie totalne, wakacyjne loca, loca trzeba jeszcze chwilkę poczekać... Na szczęście, w myśl zasady "szklanka zawsze pełna do połowy", kwietniowa chwilka to nie wrześniowa wieczność.:) 
Oryginalna nie będę, ale (mimo za małego gorsetu;)) lubię wiosnę i lubię moje miasto wiosną. Tamto poprzednie też wyjątkowo lubiłam o tej porze roku. Lubię ogródkowe wieczory przy sałatce, lubię kwitnące drzewko-krzewy w ogródku sąsiadów, lubię okna uchylone całymi dniami, lubię ciepło "atakujące" po wyjściu ze starych murów źródła mojej wypłaty, lubię długie dni, kocham wiosenne piątki, szczególnie po 13-ej.:) Lubię wiosenne spotkania i lubię, kiedy wiosną "rivers of champaigne celebrate together" i jest mi wszystko jedno czy to gramatycznie, czy też nie.;)

  Uwielbiam nadzieję na nadejście lata, która każdego dnia jest coraz większa.:)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

wtorek, 18 marca 2014

Co można znaleźć na dnie szafy...

Mając trochę wolnego czasu, postanowiłam zajrzeć do pewnej szafki i trochę w niej poszperać. Znalazłam między innymi swoje stare pamiętniki, a wśród nich takie oto "cosie".

Na początek pamiątka muzyczna - autograf Eleni (kto pamięta? kto słuchał?:P przyznać się)


Następnie pamiątka, o której istnieniu całkowicie zapomniałam - bilet wstępu do niesamowitego miejsca, jakim jest Disneyland pod Paryżem. Tata zabrał mnie z bratem do tego miasta i parku rozrywki w ramach prezentu na Dzień Dziecka w 1999 roku. To była wspaniała wycieczka!


Z poniższego zdjęcia wynika, że szczęścia w życiu powinnam mieć pod dostatkiem :P (wszystkie są czterolistne, niestety na zdjęciu tego aż tak nie widać):


Hmmm, kartka z pamiętnika trzynastolatki. Bez komentarza.


 I karteczki, które są dla mnie cenniejsze od złota. Od lewej: kartka wyrwana z kalendarza w dniu mojego przyjścia na świat, kartka wyrwana w dniu osiemnastych urodzin mojego męża oraz kartka wyrwana w dniu naszego ślubu. Noszę się z zamiarem zalaminowania ich, aby nie zniszczały:


A jakie pamiątki Wy przetrzymujecie na dnie szuflad? Ciekawa jestem ogromnie :-)

sobota, 1 lutego 2014

Kochamy nasze Mamy... i Teściowe :)

To, że kochamy nasze Mamy, wydaje się normalne i naturalne. No bo wiadomo - to one nas urodziły, to one (najczęściej) wstawały w nocy, by ukoić nasze niemowlęce nerwy i lęki. To one gotowały nam pyszne obiadki, szykowały kanapki do szkoły. To one wysłuchiwały historii o naszych szkolnych perypetiach i pierwszych miłościach. To z nimi możemy poplotkować, poobgadywać sąsiadów (i nie tylko), ponarzekać na pogodę i jakieś dolegliwości. To od nich otrzymujemy tajne receptury na domowe wypieki i różne kulinarne wskazówki, żebyśmy gotując mogły wrócić do smaków swojego dzieciństwa...

A jak to bywa z Teściowymi..? Ano, pokutuje myśl, że Teściowe to jędzowate (przepraszam!) kobiety, które uważają, że wszystko wiedzą lepiej (a już szczególnie, jeśli chodzi o wiedzę na temat ich ukochanego synusia), a wszystko, co robi synowa jest "be". I tak jakoś ostatnio wracając z pracy zaczęłam się zastanawiać, czym sobie zasłużyłam na taką Teściową, jaką mam. A takiej Teściowej, mówię Wam z ręką na sercu, szukać można jak igły w stogu siana. No bo która Teściowa ma bardziej pokręcone poczucie humoru niż własna synowa? Która Teściowa traktuje żonę syna jak swoją rodzoną córkę? Która dzieli pasję i hobby z synową? Która może z nią o tej pasji (i nie tylko) rozmawiać godzinami? Która się przyzna, że marzy - tak jak i synowa - o jakimś małym, estetycznym tatuażu na kostce? :P Która poświęca swój czas, żeby trzymać miejsce w kolejce do lekarza? Która chwali wszystkie obiady synowej, choćby były tylko namiastkami prawdziwych maminych obiadków? Która wspiera, pomaga, wysłuchuje, ale nigdy NIE NARZUCA swojego zdania? Mam tylko jedną odpowiedź: moja. Moja kochana Teściowa. I dodam tu jeszcze, że to ostatnie zdanie nie jest zabarwione ironią. Zastanawiam się, jak to się stało, że uchowała się taka Teściowa i że trafiła się właśnie mnie...

Mamo (moja rodzicielko) i Mamo (moja druga Mamo) - kocham Was i dziękuję za wszystko :* :*



Ps. Dawno mnie tu nie było. Przepraszam, postaram się bywać tu częściej ;-)